Kontynuacja tematu samodzielnych, zosio-samosio agencji PR-owych miała być ponowiona w bliżej nieokreślonej czasoprzestrzeni, a dokładniej w dalej nieokreślonej czasoprzestrzeni.
Materiału miało się najpierw trochę nazbierać....
A tu co wejdę na facebook'a to krew i materiał na wpis aż mnie zalewa.
Dosłownie.
Mam koleżankę - tak, tak, możliwe. Rok 2014 miał być jej cudownym rokiem. Jej prawdziwa, cudowna, ciepła, zabawna, elokwentna, wyjątkowa, idealna, perfekcyjna, wymarzona, wymodlona, bezkonfliktowa miłość została prawnie i bosko uprawomocniona. Półtora roku planów, organizowania i zatrudniania najlepszych z najlepszych miało swój finał. Coprawda nieco przemądrzała jeszcze "przyszła panna młoda" nie miała ochoty słuchać żadnych rad, sugestii, podpowiedzi, czy chociaż wątpliwości bo sama w tym już siedzi i wszystko wie najlepiej, życie tą wiedze jednak zweryfikowało i już jako stateczna Pani mężatka przyznała że nie wszystko poszło najlepiej, ale nie o tym.
Wybranek - ten ideał pod każdym względem, był (i nadal jest, patrząc po aktywności), powiem niezwykle delikatnie, zwolennikiem portali społecznościowych i entuzjastą braku anonimowości. Niestety swoje upodobania przekazał miłości życia.
No i się zaczęło.
Oświadczyny na facebook'u. Kolacja z ukochaną w restauracji X na facebooku. Wyjazd w góry do hotelu X na facebook'u. Doszło do tego że nawet będąc "w drodze" informowali o tym wszystkich znajomych. Bo przecież niezwykle istotną dla świata jest informacja o tym że w drodze nad morze do hotelu K zatrzymali się w poznańskiej galerii Plaza na siku. To nie były pospolite krzaczory na trasie, nie był moralnej wątpliwości zagajniczek, nie była nawet stacja paliw. Była Plaza.
W tak zwanym międzyczasie aby nie nudzić własnych czytelniko-obserwatorów, a kto wie może i podglądaczy na stronie pojawiały się photostory z wycieczki rowerowej, z wycieczki rowerowej, z wycieczki rowerowej i jeszcze jednej wycieczki rowerowej. A odkąd obydwoje nabyli profesjonalne rowerowe odzienie nie było nawet widać czy to ich szósty wyjazd, siódmy a może dziesiąty. Zdjęć oczywiście było dużo więcej. Było morze, łany zboża, choinki, romantyczne zastawiane stoły, zdjęcia potraw (zapewne randkowych). Jednym słowem pełen ekshibicjonizm. Pytam po co?
Czy naprawdę jakieś 800 osób zaproszonych do grona ich znajomych jest żywotnie zainteresowanych miejscem wypróżniania pęcherza moczowego? Czy niezwykle istotną jest wiedza, że koleżanka/kolega będą wieczorem wspólnie konsumować pierożki z jagodami polane przepyszną śmietanką procent 30? Czy do życia niezbędnym jest wiedzieć że byli w restauracji X, barze Y, czy pub'ie Z?
Ekshibicjonizm posuwał się jeszcze dalej zahaczając od życie zawodowe, czyli pełne dezaprobaty komentarze na temat własnych wyjazdów służbowych. Krok niezwykle ryzykowny i być może kosztowny.
Była odrobina wesela, i chyba tylko dlatego że fotograf dał ciała na pełnej linii i zdjęcia wyszły mniej niż zadawalająco.
Były filmy z podróży poślubnej. Prawie pięciominutowa transmisja z perspektywy przedniej szyby wynajętego samochodu. Tylko oni, ty, droga i padający deszcz. Niezwykle interesujące i jakże nowatorskie ujęcie relacji z podróży poślubnej. A z jakim zaciekawieniem i uwagą ogląda się drogi wybudowane w cudzym państwie.....
Ale i to wszystko to pikuś, małe preludium do tego co miało dopiero nastąpić.
Na świecie pojawiła się nowa osóbka. Dość nieoczekiwanie bo dwa miesiące za wcześnie. Nie znam się na ciążach, moja wiedza na ten temat jest prawie zerowa, na szczęście z pomocą przyszedł mi facebookowy wpis tatusia: "na świat przyszła ble ble ble, ble ble ble, walczymy o jej życie".
Zabrzmiało dość groźnie. I daj Boże długie i szczęśliwe życie dla tego dzieciaczka, ale gdyby zakończyło się to inaczej? Czy tatuś pomyślał o ewentualnym nekrologu na fb? Zdjęciu w trumience?
Bo jak się powiedziało A, zamieściło okropne zdjęcie ewidentnego wcześniaka (z całym niedorozwojem fizycznym wynikającym z jego wieku) podłączonego do dziesiątek kabli i rur, to trzeba być przygotowanym na wypowiedzenie B.
Trudno tłumaczyć euforią chęć podzielenia się dobrą nowiną (?) ze światem i to okropne karykaturalne zdjęcie, bo zapewne trudno o euforie gdy dowiadujesz się ze twoje dziecko może po prostu nie przeżyć. Powiem więcej. Jak, w czasie kiedy walczysz o życie swojego dzieciaczka, mieć czas i głowę do wrzucania jakichkolwiek wpisów na facebook.
Czy potrzeba uaktualniania wiedzy na swój temat i swojego życia, informowania o tym całego świata jest tak wielka i tak uzależniająca? Czy to kolejne stadium samouwielbienia?
Na szczęście dziewczynka ma się dobrze. Co dwa, trzy dni, ustami tatusia informuje o swoim aktualnym stanie, wrzuca zdjęcia z butelką, bez butelki, z mamą, bez mamy, z tatą, bez taty, w pieluszce, kocyku czy innym beciku.
Będę optymistką i powiem że to i tak lepsze od tacinej poezji i głębokich przemyśleń o bezsensowności życia bezdzietnego, szarości i marności singli, beznadziejności i nicości samotników, bezdenności życia przed dzieckiem (choć już z żoną :P) ilustrowanych zdjęciami dziecka w inkubatorze. No i nie ma cycka !!!!!
Takich dzielących się własną prywatnością jest sporo. Może nie aż tak ekstremalnie i jednak bardziej przez pryzmat budowania własnego wizerunku w przestrzeni wirtualnej.
Genialnym jej przedstawicielem jest mój dalszy członek rodziny.
Co dwa tygodnie, a dokładniej weekendy fotki rodziny to nad morzem, to w zaprzyjaźnionym schronisku w górach. I zawsze z podpisem "moje księżniczki". Oczywiście księżniczki nie ograniczają się tylko do pozowania w tych dwóch miejscach. Są wyjazdy do aquaparku, do agroturystycznych gospodarstw, kina, wesołego miasteczka. Księżnkiczki bywają w kuchni, ubierają choinki, nakrywają do stołu, malują tacie laurki. Jak na mężczyznę przystało są tam też czysto testosteronowe wkładki, chciałoby się wierzyć, że zabieg celowy w ramach odcukrzenia tego księżniczkowego syropu, ale to chyba zbytnia nadinterpretacja. Po prostu pracujący facet ma prawo do relaksu z kumplami swojego gatunku. A jak ma prawo to jest piłka nożna w pubie przy butelce wyborowej, żużel ozdobiony pięcioma butelkami piwa. Jedna buteleczka z wpisem że nie ma jak klin na kaca. Cudne życie, pełna harmonia pozazdrościć. Tylko jak się to wszystko ma do realu, gdzie słyszę że kredyt, że ciężko, że nie ma jak żyć. Do tego stopnia że posiadając własna firmę transportową bierze się od wujka na paliwo bo przecież przyjechał odwiedzić....
Jest i inny kuzyn - przedstawiciel antagonistycznego obozu facebookowych użytkowników. To oni tworzą najbardziej liczną grupę. Niezwykle skromni w aktywności, możnaby nawet rzecz że wycofani. Pojawiają się tylko sporadycznie, z bardzo ważnych powodów i zawsze są oszczędni w słowach.
Kuzyn: "na warsaw airport" "w drodze a ukrainę" "znów ukraina" "na warsaw airport" "w drodze do domu" "Ukraino witaj znowu" "warsaw airport". Niby niewiele - ale za to jak treściwie. Iluż z nas ma szansę pojawiać się dwa razy do roku na warszawskim lotnisku? Ilu z nas ma szansę latać za darmo w podróż służbową i to zagranicę?? Czasem na dowód wojaży dorzucą się dwie, trzy fotki z jakiegoś zapewne ważnego budynku czy przy równie istotnym pomniku. I co? Zazdrościmy.
No i jeszcze przy okazji gratulujemy odwagi bo jak na osobę samotną, pozostawiającą pusty dom podczas wyjazdów to takie informowanie wszystkich że przez kilka dni mieszkanie czeka na potencjalny włam jest niezłym wyczynem godnym tylko wielkiej odwagi.
Na szczęście, dla tych którym nie dane było podróżować samolotem służbowo są jeszcze własne, prywatne wakacje. I tu zawsze ten sam schemat: airport Poznań, airport Katowice, airport Warsaw, airport Wroclaw; musowo zdjęcie fragmentu samolotowego skrzydła w przestworzach- niezaprzeczalny dowód na lot; dwa zdjęcia rodziny, znajomych czy partnera z miejscem pobytu w tle - najlepiej hotel z dnia przybycia, jeszcze czysto i nie widać rozbebeszonych walizek oraz spacer wieczorową porą przy zachodzie słońca - człowiek jest wtedy odziany i nie będzie się musiał stresować fałdami tłuszczyku które niestety w bikini czy kąpielówkach jakoś się zawsze pojawią na fotkach. I cisza........ do następnego wyjazdu.
No i mamy mistrzów autoprezentacji. U mnie to mistrzyni. Kreatorka równoległego wirtualnego świata. Co weekend, aby odpocząć, pobyć sam na sam z ukochanym, nabrać dystansu, podładować baterie, nadrobić zaległości stara się wypchnąć pacholęcia z domu do rodziny. Bo mama też człowiek i urlop jej się należy. Tylko że zbiegiem okoliczności co weekend na facebook'u pojawia się to fotka ze wspólnego gotowania z pociechami, to ze wspólnej zabawy, wspólnego spaceru, wspólnego leżenia, wspólnego tańczenia - i zawsze ze skarbami, Moimi ukochanymi słoneczkami. Ale może tylko wtedy znajduje czas żeby na zdjęcie zrobione telefonem kliknąć "udostępnij na facebooku"
Życzenia urodzinowe dla męża na facebook. Deklaracja że kocha i dziękuję za wspólne życie corocznie w rocznicę ślubu na facebook. Walentynkowe wyznanie miłości na facebook. Życzenia z okazji dnia chłopaka na facebook. Nawet podziękowania za cudny weekend, fantastyczną kolację czy niezapomniany spływ kajakowy też sobie składają przez facebook. Żeby nikomu nie przyszło nigdy do głowy że tam daleko od sielanki.
Bo nie ważne jak żyjemy, nie ważne co myślimy, ważne jak myślą że żyjemy......
Heh:) popieram w całej rozciągłości :) ag
OdpowiedzUsuńto przerażające ale to prawda. DG
OdpowiedzUsuń