poniedziałek, 1 lutego 2016

Spectre po raz drugi

No obejrzałam.
Jako świeża, wielka fanka Daniel'a Craig'a w roli agenta 007, bogata o wiedzę iż jest to ostatni Bond w jego wydaniu od Spertre oczekwiłam czegoś wyjątkowego, spektakularnego i epickiego.

W zamian otrzymałam film dobry.
Dobry, ale tylko dobry.
Oczywiście gdyby ktoś zapytał mnie na czym ta wyjątkowość i spektakularność miała polegać, to odpowiem że nie mam pojęcia.
Czy oczekiwałam że tym  razem Bond będzie walczył ze smokami i matką Daenerys na ich grzbiecie, może miał ratować londyńczyków w wielkiej walce z Sauronem, albo musiał ocalić świat przed zagładą obcych?
Napawdę nie wiem. Ale liczyłam na coś specjalnego.
Pewnie było to niepotrzebne, a na pewno odrobinę głupie. Bo po pierwsze czuć się rozczarowanym po obejrzeniu dobrego filmu, tylko dlatego że nie był epicki i nie miał tego czegoś, czego nawet nie umiem określić jest śmieszne, a po drugie przecież Bond nie umiera razem z odejściem Daniela, trudno zatem o jakieś cuda. Była to po prostu kolejna zwyczajna akcja agenta 007, jedynie ostatnia z tą twarzyczką.

Bo film jest ogólnie dobry.
I naturalnie nie będę go Wam streszczała scena po scenie.  Jeśli jesteście zainteresowani i tak go obejrzycie, a jeśli w nosie macie perypetie Pana Bonda i tak do filmu nie sięgniecie.
Za to mogę powiedzieć, że raczej nie szczędzono na film i na pewno nie szczędzono na efekty specjalne.
Bardzo spektakularna scena, jedna z pierwszych, gdy następuje mała korekta w planowaniu przestrzennym miasta Mexico. Przy tym jedna z moich ulubionych, bo kończąca się w stylu zupełnie nie bondowskim i przy tym bardzo śmieszna. Również lekkie korekty architektoniczne w Londynie
Jest trzymająca w napięciu walka w helikopterze. W powietrzu, nad tłumem świętujących ludzi. Jak dla mnie trochę nudna i przydługawa, i z wiadomym efektem ;) ale większość facetów pewnie się ze mną nie zgodzi, przecież Bond mógł z niego wylecieć, w końcu już raz został postrzelony.
Jest zimowy pościg aut samolotem i bliskie spotkanie ze stodołą .

Sam początek czyli scena otwarcia, jak dla mnie, w ogóle jest fantastyczna i kto wie, czy właśnie przez jej rozmach (aktorsko-scenariuszowy), styl i zupełnie nieoczekiwany w Bondzie, genialny w swojej prostocie i banalności, dowcip na "dzień dobry"(scena z panną zalotnie wijącą się przy hotelowym łóżku),  moje oczekiwania i apetyt  nie wzrósł do ogromnych rozmiarów.
Bo potem, oczywiście znów tylko moim zdaniem, wracamy do bondowskiego tempa, bondowskiej akcji i chyba trochę schematu.
Poznajemy twarz wroga którego trzeba w trakcie filmu zniszczyć, jest jedna kobieta na numerek do łóżka, jest kobieta numer dwa - też schematycznie kruchawa i eteryczna, kradnąca serce agenta 007, trochę pościgów autem i niezbędna przy każdym z filmów (przynajmniej tych z udziałem Craig'a) szczypta tortur.

Co mnie zaskoczyło pozytywnie, oprócz początku oczywiście, ale o tym już pisałam, to jak dla mnie dużo większa dawka dowcipu sytuacyjnego niż zazwyczaj w tej serii. Bo naturalnie zaczepki czy riposty bondowskie są ZAWSZE dowcipne, pikantne, błyskotliwe, godne mistrza, jednak tym razem dla odmiany mamy coś więcej. Na przykład akcja z autkiem - dla mnie po przerwaniu randki z nieznajoma i miękkim lądowaniu na sofie - kolejna rewelka.
Choć kiedy zobaczyłam na ekranie ten śliczniutki srebrny samochodzik (jestem autowym ignorantem więc tylko tak mogę go opisać) troszkę się przestraszyłam, że film może niebezpiecznie zboczyć z kursu i polecieć Batmanem i batmobilem. Jakże mile się zaskoczyłam kiedy autko zaprezentowało swoje działające umiejętności, powodując wielki uśmiech na twarzy (a rzadko co mnie rozśmiesza w filmach, szczególnie akcji).

Nie byłabym oczywiście sobą gdybym się troszeczkę nie czepiała.
Bondowskie kobiety są, delikatnie mówiąc, mało roztropne.
Mamy wdowę. Nie dość że wdowa to jeszcze z nieformalnym wyrokiem śmierci nas sobą.
Pojawia się facet znikąd, który ratuje jej życie. I co? Kobieta zamiast wziąć od wybawcy namiary, próbować zatrudnić go w roku bodyguard'a przynajmniej do czasu kiedy nie zorganizuje sobie własnego zniknięcia, idzie z nim do łóżka, sprzedaje wszystkie najcenniejsze sekrety, a rano naiwnie pyta czy on da jej swój numer.
A po co słoneczko??!!  Informacje uzyskał, dupeczkę zaliczył, do czego jesteś mu teraz potrzebna.

Druga roztropna. Pomijając oczywiście opisywaną przez ojca błyskotliwość tej panny, jej nieprzeciętną inteligencję, mądrość a nawet początkowe odrzucenie wdzięków Bonda w stanie wskazującym na spożycie  (przy okazji - kolejny schemat: nie interesuję się tobą, nie pociągasz mnie, bla bla bla, chodź do łóżka) mamy kolejną scenę. Pociąg, w środku wymiana zdań pomiędzy tych dwojgiem, drań na horyzoncie, walka na śmierć i życie. I co robi panna chwilę potem jak uszła z potyczki cało?
Bzykanko.
Moment po tym jak ktoś omal jej nie udusił, kawalera nie zlikwidował, kiedy istnieje spore ryzyko, że tamten drań nie musiał być jedynym w tym pociągu, ona rzuca się na Bonda licząc na namiętny i gorący seks.....
Bardzo mądre, roztropne a przede wszystkim odpowiedzialne i bezpieczne.
O wybieraniu się na środek pustyni w szpilkach nawet nie wspominam.

To co, miłego oglądania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz