W ostatnich czasach coraz więcej rzeczy mnie zadziwia - oczywiście w ten negatywny sposób, rozczarowuje, wkurza, smuci. Mamy lekarzy którzy otrzymując jak Pan Bóg przykazał pensję każdego miesiąca, wymyślają sobie swoje wewnętrzne klauzule moralności, dając sobie nieograniczoną możliwość odmawiania wykonywania podstawowych czynności z zakresu obowiązków. Mamy polityków dla których nie jest problemem wydatek 20 tysięcy na jeden głupi zegarek, ale za to jest problem i to ogromnym odprowadzenie należnego podatku VAT do kasy państwa, na dodatek podatku zgodnego z prawem, który to oni sami ustalali. Mamy też polityków którzy, z założenia, wybierają się na prywatne pogaduchy, z innymi kumplami politykami, do najdroższych knajp w stolicy na koszt państwa - podatników - nas, dzielą się tam potajemnie wakatami, ministerstwami, stołkami, a potem bez żenady próbują wmawiać że to wszystko z głębokiej troski o losy biednego państwa. I żeby im jeszcze najlepiej pomnik postawić, za tą niekończącą się służbę dla Polski, za to oddanie serca i duszy sprawie narodowej, które doprowadza do takiej sytuacji, gdzie nawet najbardziej niewinne prywatne spotkanie kończy się ZAWSZE ciężką i nieustającą pracą zawodową. No nawet chwili wytchnienia chłopaki nie mają.
Na palcach u ręki - jednej- mogłabym wymieniać momenty które powodują pojawienie się "banana" na mojej twarzy. Ale właśnie ostatnio przydarzyła mi się taka chwila....
Stoję sobie w kolejce do kasy, no nawet ta "kolejka" to na wyrost, bo w odróżnieniu od tradycyjnych zakupów, stoi przede mną tylko jedno małżeństwo.
Ona, włos nastroszony, polakierowany, trzymająca taki pion, ze podejrzliwie zaczęłam szukać pod jej garderobą kawałka drewnianego kija, nos na wysokości oczodołów, albo jeszcze wyżej.
On, w stylu totalnego casual, T-shirt (dla niewtajemniczonych, nazwa tej koszulki jest nawiązaniem do jej kształtu po rozłożeniu który dokładnie wygląda jak grube T) krótkie spodenki, sandałki, do tego białe skarpetki (w końcu mamy lato) i jako wykończenie tego outfit'u, taka wisienka na torcie, saszetka wepchnięta pod pachę.
Już na pierwszy rzut oka, z postawy i zachowania, widać że to wysoko postawiona elita w lokalnej społeczności. Zakładam, że to Państwo porucznikowie lub pułkownikowie na swojej, zgodnej z prawem, wcześniejszej wojskowej emeryturze. Pan, kładąc zakupy na taśmie, działał z wielkim rozmachem, jakby ten kilogram schabu, był co najmniej stekiem z delfina, a paczka jajek rosyjskim kawiorem. Za kasą młody osobnik, widać, że jeszcze niedoświadczony zawodowo, nabija im towar po towarze. Zblazowaną Panią niewiele rusza, za to Pan zaczyna się już niecierpliwić. I choć towaru było sporo na tej taśmie, zapewne w mniemaniu tego Pana proces ten trwał zdecydowanie za długo, co zaczynał całym sobą okazywać. Pewnie gdyby to był sklep wojskowy młodzieniec już dawno otrzymałby naganę za ślimaczenie od Pana, ale niestety przywilej wcześniejszej emerytury okupowany jest cierpieniem związanym z wymuszonym otaczaniem się niekompetentnymi cywilami.
Pani niewzruszona, bo niby jak miałaby się ruszyć z kijem w du.... , Pan wyjmuje z podpachowej saszetki kartę kredytową oficjalnie pokazując niecierpliwość. Młodzieniec, widać inteligentny, a już zdecydowanie empatyczny, żeby choć iluzorycznie przyspieszyć kasowanie trzymając jeszcze w jednym ręku skasowane mleko, z plastrami szynki w drugim do nabicia, bez większego zastanowienia rzuca:
"czy ma być z dotykaniem?"
Wsparta na kiju od szczotki nawet nie zauważyła niemoralnej propozycji (uszy jak nos trzymała tak wysoko, że nawet nie zdziwił mnie fakt niedocierania do jej poziomu dzięków wydobywających się z nizin społeczno-siedzących, a właściciel karty był na tyle skupiony na kumulowaniu nienawiści do tego ślamazarnego niedojdy za kasą, że nawet nie usłyszał zapytania...
Za to ja......
Oczami wyobraźni już rysowałam przed sobą perspektywę takich milutkich zakupków z muśnięciami między regałami. No może akurat nie z tym inteligentnym młodzieńcem, ponieważ pomimo tak wielu walorów jakie zostały mi przez niego mimowolnie zaprezentowane jego wygląd na tyle odbiegał od mojego wzoru męskości, że na taką propozycje odpowiedziałabym bez wahania "PIN".
Ale taka propozycja, złożona akurat tym manekinom wzbudziła we mnie takie rozbawienie, że zaczęłam się chichotać.
Młodzieniec od razu zauważył, odbiegające od normy zachowanie następnej klientki w kolejce. Zerknął wiec na mnie raz, drugi, trzeci. Mnie to absolutnie nie pomogło a i on zapewne już dodał sobie "dwa do dwóch" i za czwartym zerknięciem ja chichotałam na głos, on (bez skrępowania) zaczął się do mnie uśmiechać i zapytał czy to przez to dotykanie....
Bardzo niezadowolony, nie rozumiejący zupełnie tej sytuacji i tego co się przed chwilą wydarzyło emerytowany trep zupełnie nie potrafił się w tym odnaleźć, nie marząc nawet o reakcji czy celnej ripoście, a ja zanosząc się od śmiechu powiedziałam, że też zamawiam z dotykaniem.
I kto by pomyślał, że kupno śmietany, dwóch bułek i musztardy może być takie relaksujące.
Też bym chciała propozycje z dotknięciem:) Koniecznie musisz podać adres sklepu :)DG
OdpowiedzUsuńŻęby nikt nie posądzał mnie o kryptoreklamę.....
OdpowiedzUsuńmusisz udać się pod zupełnie nie wierzby, ani zupełnie nie pod leszczynę, jednak pozostając ciągle w tematyce drzew, a tam to już jedno jedyne miejsce w którym można zakupić i musztardę i śmietanę. Młodzieniec ma duuuuuużą dziurę w uchu
Stek z delfina :D! AG
OdpowiedzUsuń